Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Agencja Wydawniczo Reklamowa WPROST Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-305) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Na Wschodzie bez zmian

JACEK POCHŁOPIEŃ, redaktor naczelny

Zrozpaczeni mieszkańcy Kemerowa na różne sposoby skrzykiwali się, aby ustalić, ile właściwie jest ofiar tragicznego pożaru w centrum handlowym, do którego doszło w niedzielę, 25 marca. Nie mogli się doliczyć swoich bliskich i nie wierzyli w informacje przekazywane przez władze. Nic dziwnego, zważywszy na starą komunistyczną tradycję, aby nie informować o katastrofach, a jeśli już – to pomniejszać ich rozmiar. Po co nagłaśniać drobne wypadki przy pracy, na drodze do budowy nowego, wspaniałego świata? Przecież ofiary ludzkie nie mają znaczenia, nieprawdaż? Popularne jest również obarczanie winą zagranicę, jeśli nie za samo zdarzenie, to chociaż za szerzenie dezinformacji. Putin mówił w kontekście tragedii w Kemerowie o „wrzutkach” w mediach społecznościowych, a wtórował mu na przykład rosyjski portal Sputnik, który piętnował w polskojęzycznej wersji Ukraińca rozpowszechniającego fałszywą informację o setkach ofiar.

Nawiasem mówiąc, Kreml i jego poplecznicy nie tracą żadnej okazji, aby atakować Ukrainę (a także wbijać klin między ten kraj a Polskę). Na Wschodzie bez zmian – choć nie tak całkiem. Mieszkańcy Kemerowa nie kupili bajki o dobrym carze otoczonym złymi bojarami, którą słyszą od wielu, wielu lat. Putin nie został przyjęty zbyt entuzjastycznie. A charakterystyczne było jego ubolewanie nad tym, że Rosja borykająca się z problemami demograficznymi straciła tylu obywateli… Nawet potrafię uwierzyć, że ten zawodowy oficer służb specjalnych bardzo chciał powiedzieć coś takiego, co pokaże jego zatroskanie, wszystko jedno czy z koniunkturalnych, czy jednak z ludzkich powodów. I zrobił to tak, jak potrafił. Warto również odnotować oświadczenie rzeczniczki Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji z ubiegłego tygodnia ubolewającej, że Polska się militaryzuje. Ma to prowadzić do destabilizacji sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej i zagrażać bezpieczeństwu Rosji. Pretekstem było podpisanie przez nasz kraj umowy na zakup amerykańskich rakiet Patriot. Przecież to retoryka żywcem wyjęta z czasów PRL. Pamiętam, że jako dziecko znałem każdy szczegół podwórka psa Reksia, potrafiłem przewidzieć kłopoty rozbójnika Rumcajsa oraz znakomicie odróżniałem rakiety cruise od pershingów.

Wiedziałem, że te pierwsze były groźniejsze, bo potrafiły manewrować, w kółko mówiono o tym w telewizji. A „pershing” wszedł nawet do polskiego języka potocznego i to raczej nie za sprawą amerykańskiego bohatera o tym nazwisku. Jeśli więc reprezentantka sąsiadującego z nami kraju, który podstępnie napadł na innego naszego sąsiada, biadoli, że Polska się zbroi, to oznacza, że Polska powinna się zbroić. Kreml i tak będzie robił swoje, a powstrzymać go mogą tylko argumenty siłowe. To również się na Wschodzie nie zmienia. Swoją drogą, z pewną obawą myślę o tym, co może wydarzyć się na mistrzostwach świata w piłce nożnej, które rozpoczynają się 14 czerwca. Podczas igrzysk olimpijskich w Moskwie w 1980 r. ZSRR starał się pokazać jako sympatyczny kraj szczęśliwych ludzi. Rzeczywistość czasem wychodziła zza lukrowanej fasady, gdy na przykład miejscowi kibice wygwizdali Władysława Kozakiewicza po zdobyciu przez niego złotego medalu w skoku o tyczce. Skończyło się to, jak wiadomo, „gestem Kozakiewicza”, który do dzisiaj pozostał uniwersalnym środkiem komunikacji. Teraz Rosja stawia raczej na demonstracje siły i prowokuje. W grupie na mundialu jesteśmy razem z Japonią, który to kraj pozostaje w sporze z Rosją o Wyspy Kurylskie. Proponuję więc naszym kibicom taktyczny sojusz z Japończykami i wspólne wypady na piwo. Aczkolwiek… największy paradoks, gdy mowa o Wschodzie, polega na tym, że niezależnie od Kremla, Polacy potrafią się ze współczesnymi Rosjanami (nie mylić z kibolskimi bojówkami) porozumieć. Oby to również się nie zmieniło. g

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań