Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Agencja Wydawniczo Reklamowa WPROST Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-305) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Spokojnie, to rozwiążemy problemy

JACEK POCHŁOPIEŃ, redaktor naczelny

Ostatnie wydarzenia, którymi żyjemy w kraju, unaoczniły linie podziału. Nie chodzi mi tylko o dyskusję na temat II wojny światowej i relacji polsko-żydowskich. Tu dygresja: nie przepadam za takim ujęciem. Wolę widzieć w Żydach z tamtego okresu po prostu obywateli polskich, ale tak się potoczyło, że dyskutujemy, trzymając się takiego podziału. W każdym razie: dramat na Nanga Parbat wzbudził duże emocje u jednych, mniejsze u innych. Mniejsze u tych, którzy uważają takie wyprawy za zbyt ryzykowne, niepotrzebne albo nie przyjmują kryterium narodowościowego i pamiętają raczej o tonących, anonimowych dla nas, uchodźcach. Pozwala mi to wprost (ładne słowo) nawiązać do dwóch dylematów. Pierwszego, w jakim stopniu, mniejsza nawet o to, w jaki sposób, dbać o narodowe interesy. Jesteśmy jedną wielką rodziną – mówią ci, którzy chcieliby, aby Unia Europejska była superpaństwem. Niech każdy urządza się po swojemu – odpowiadają zwolennicy państw narodowych.

Osobiście jestem zwolennikiem wolności, w tym przypadku jak najdalej idącego prawa każdego narodu do samostanowienia. Na europejskim podwórku należy okrawać suwerenność państw na tyle, na ile jest to niezbędne dla zapewnienia wolności przepływu ludzi, kapitału i towarów, leżących u podstaw integracji, nie licząc współpracy na różnych polach, bezpieczeństwa itp. Ale nie o tym chciałem szerzej, bo rozważenie kolejnego dylematu prowadzi do ciekawych wniosków. Mianowicie: co robić, gdy w nasze krajowe problemy zaczyna wtrącać się zagranica? Punkt widzenia na kwestie zabiegania o taką pomoc, przynajmniej u polityków, zależy przeważnie od punktu siedzenia, czyli tego, czy znajdują się akurat w ławach rządowych, czy w opozycji. Sądzę jednak, i to jest najważniejsza myśl, do której zmierzałem, że na zagranicę trzeba zacząć patrzeć inaczej, niż zwyczajowo ją widzimy. Spokojniej. Nadeszły nowe czasy. We współczesnym świecie państwa, rozmaite organizacje łącznie z przedsiębiorstwami oraz po prostu zwyczajni ludzie utrzymują tak rozwinięte międzynarodowe relacje, że ciężar gatunkowy pojęcia „zagranicy” się zmienia. Tak jak wspomniałem, jestem zwolennikiem wolności, jak najszerszego prawa narodów do samostanowienia, ale dotykające nas działania z zagranicy przyjmuję ze spokojem – z założenia, o ile nie rozpoznam złej woli, kłamstw albo drugiego dna, co nie jest znowu takie rzadkie. Wtedy niestety zaczynam się denerwować. „Niestety”, ponieważ spokój jest cenny. Ma znaczenie praktyczne. Jeśli oto jakiś kraj czy organizacja międzynarodowa zaczyna wtrącać się w nasze sprawy, to zamiast oburzać się, albo może chociaż oprócz tego, trzeba przede wszystkim brać się ostro do roboty. I skutecznie walczyć o swoje. Nie jestem entuzjastą rozwiązywania spraw krajowych z udziałem zagr anicy, ale jeśli już tak się zdarzy, zachowujmy spokój. Teraz na przykład przed nami ciężka praca nad wizerunkiem Polski (można o tym przeczytać w tym wydaniu „Wprost”). W ostatni piątek na organizowanej przez PMPG konferencji Polish-American Leadership Summit w Miami (obszerną relację z niej zamieścimy w następnym wydaniu) zapytałem kilku Polaków ze Stanów, niezwykle zainteresowanych inwestycjami w ojczyźnie, jak patrzą na sytuację polityczną i ostatnie zamieszanie. Otworzyli szeroko oczy i powiedzieli: to rzecz normalna. Jeśli akcje na giełdzie spadają, to będą rosnąć. Teraz jest zamieszanie, za chwilę będzie spokój. I bardzo zdecydowanie podkreślali, odnosząc to do sytuacji międzynarodowej, że aby robić biznes, trzeba być pewnym swojej wartości. Jest to szczególnie ważne w relacjach z Amerykanami. A na ile bronić narodowych interesów bez brnięcia w kompromisy? Wielu ekonomistów przekonuje, że największe korzyści odnosimy, gdy każdy dba o siebie, o ile nie narusza przy tym wolności innych ludzi. Nie ogranicza to w niczym na przykład możliwości niesienia bezinteresownej pomocy, pytanie tylko, jakim kosztem w skali kraju i czy wyzbywać się naturalnych uczuć większej solidarności z „naszymi”. Na ile być twardym w tak złożonych jak obecnie relacjach międzynarodowych? Pamiętając o dramacie wojen? Dobre pytanie, które warto sobie zadawać. Na spokojnie. g

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań