Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Agencja Wydawniczo Reklamowa WPROST Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-305) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Nasz nowy rok. Nie ich

JACEK POCHŁOPIEŃ, redaktor naczelny

Przedświąteczny okres przyniósł liczne niespodzianki. Niektórzy wypatrywali już Mikołaja, a zamiast tego doczekali się niespodziewanej wizyty agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego (o sprawie senatora Koguta piszemy w wydaniu). Inni gotowi byli po chrześcijańsku bratać się z Unią Europejską, tymczasem Bruksela w odpowiedzi na serce niesione na dłoni sformułowała bezprecedensowe oskarżenia, które rozniosły się szerokim echem po świecie (o tym również przeczytacie w tym „Wprost”). Postanowiłem na tę okoliczność poszukać odpowiedniego, najlepiej aktualnego kalendarzowo przysłowia – i znalazłem. „Styczeń rok stary z nowym styka, czasem zimnem do kości przenika, czasem w błocie utyka”. Oby nie na długo w tym błocie… Dla znajdujących się pod opieką CBA również wynalazłem ludową mądrość: „Jak styczeń zachlapany, to lipiec zapłakany”. Ewentualnie można zmienić na „Jak grudzień przechlapany...”. Na tym skończę wyliczankę, jeśli chcecie nadal o przedświątecznych niespodziankach, to proponuję porozmawiać z Beatą Szydło. Na pierwsze miesiące 2018 r. w Polsce z pewnością będzie rzutował spór z Brukselą. Napisałbym „nasz spór”, ale przeciwnicy rządu by się z tym nie zgodzili, choć ich oponenci mówią o ataku na Polskę.

Dla mnie osobiście ocena naszej (?) reformy sądownictwa przez Komisję Europejską nie ma wielkiego znaczenia. To znaczy, nie ma znaczenia dla mojej oceny propozycji zmian wymiaru sprawiedliwości. Martwię się natomiast o pozycję naszego kraju w Unii Europejskiej, a w konsekwencji o zdolność do dbania o nasze (tym razem na pewno „2 x nasze”) interesy oraz wizerunek na świecie. Wobec najwyższych organów wymiaru sprawiedliwości nie mam wielkich oczekiwań po odebraniu mi na początku lat 90. tzw. praw nabytych w postaci renty rodzinnej (Budżet państwa w potrzebie, wiecie, rozumiecie, nastoletni Jacku Pochłopieniu – orzekł Trybunał Konstytucyjny. Nie zrozumiałem), odrzuceniu przez Sąd Najwyższy głosami 12:5 protestów dotyczących wyboru Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta RP (dopiero po wyborach okazało się dokładnie, jak to było z wyższym wykształceniem), czy wreszcie przyjęciu przez Barbarę Piwnik, sędziego w sprawie FOZZ, posady ministra sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera, co zastopowało sądowy proces. Przypomnę: afera Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego to matka wszystkich afer polskiej transformacji. Wracając do reformy wymiaru sprawiedliwości: partie są wodzowskie, Sejm w obecnym kształcie to maszynka do głosowania. Jak ktoś ma głos odrębny, to musi pamiętać, że może to być jego ostatni głos w ugrupowaniu, i posiadać wyjątkowo silny kręgosłup. Trudno mi w tej sytuacji brać za dobrą monetę oddawanie politykom dużych wpływów w wymiarze sprawiedliwości. Myślę, że my po prostu cierpimy na chorobę wieku dziecięcego demokracji i musimy swoje przejść. Może kiedyś będzie lepiej. Popularne, niezwykle logiczne i sympatyczne życzenia noworoczne głoszą: oby nowy rok był średni – lepszy od poprzedniego i gorszy od kolejnego. Napawają optymizmem, bo jeśli coś nam się nie uda w 2018 – a patrząc na temperaturę wojny polsko-polskiej, może tak być – to mamy jeszcze w zapasie 2019. A nawet 2020, choć tu byłbym ostrożny, bo po uchwaleniu zakazu handlu w niedzielę trudno przewidzieć, czego jeszcze do tego czasu zabronią nam parlamentarzyści (wspominam o tym, bo jestem przeczulony na punkcie naszej wolności). Widziałem przed świętami ciekawą telewizyjną sondę uliczną: dziennikarz lokalnego portalu pytał przechodniów średniej wielkości miasta na Dolnym Śląsku, kto jest jego burmistrzem. Było to podchwytliwe, bo miastem rządzi prezydent, ale tak czy inaczej, spora część bardzo młodych ludzi, właściwie to prawie wszyscy, nie mieli o tym zielonego pojęcia. Mam wrażenie, że niewiele mieliby do powiedzenia również o składzie rządu. Zachęcony międzyświąteczną przerwą, sparafrazuję stary dowcip (znacie?): A może by tak wyjechać w Bieszczady? Życzę, aby takie podróże, choćby w sferze mentalnej, udawały się nam w nowym roku. Nam. g

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań