Wojna polsko-polska: światełka w tunelu
JACEK POCHŁOPIEŃ, redaktor naczelny
Ucieszyła mnie informacja o tym, że władze TVP i Opola porozumiały się w sprawie festiwalu. Przede wszystkim jest szansa na święto polskiej piosenki. Ale chcę zwrócić uwagę, że oto strony, które ostro się pożarły, potrafiły się porozumieć. Nie wnikam, co wydarzyło się za kulisami i co skłoniło do zawarcia ugody – niewykluczone, że była to interwencja samego prezesa PiS, jak wskazują niektórzy. Dla mnie liczy się efekt, porozumienie stało się faktem. To rzadkość w naszym kraju, zazwyczaj częściej dochodzi do eskalacji, a nie zażegnania konfliktu. Właściwie to nie przypominam sobie w ostatnim czasie zakończonej wojny, raczej wybuchają nowe. À propos: na bezrybiu i rak ryba, jeśli chodzi o dialog.
Dlatego odnotowuję wydarzenie w parlamencie. W ubiegłym tygodniu poseł PO wygłosił z trybuny sejmowej prośbę, a nawet coś w rodzaju pochwały pod adresem Jarosława Kaczyńskiego. I lider PiS posłuchał. „Panie prezesie, ma pan kota. To stwarza wrażenie, że lubi pan zwierzęta” – powiedział Paweł Suski, prosząc o zastanowienie nad zmianami w ustawie o ochronie zwierząt. Innym wydarzeniem ubiegłego tygodnia były przeprosiny rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, który w ferworze dyskusji w TVP Info powiedział, że naród polski współuczestniczył w realizowaniu Holocaustu. Jak potem stwierdził, chodziło mu o jednostki. I przeprosił. Niby norma, ale jednak rzadkość w polskim życiu publicznym, gdzie niektórzy idą w zaparte nawet wbrew faktom. O sprawie festiwalu w Opolu wiele pisaliśmy, zachęcam między innymi do przeczytania wywiadów z Kayah i Arkadiuszem Jakubikiem w numerze 22/2017, dostępnym w archiwum wydań na Wprost.pl. W tym wydaniu prezentujemy Listę 100 Najbogatszych Polaków, najstarsze takie zestawienie w kraju. W tegorocznym wiele nowości – zapraszam do lektury – natomiast chcę zwrócić uwagę na ważną zmianę, do jakiej doszło w polskim społeczeństwie. Odnoszę mianowicie wrażenie, że ludzie zamożni przestali odgrywać rolę czarnego luda, obiektu powszechnej niechęci, a czasem wręcz nienawiści. Inna sprawa, że negatywne emocje skutecznie kanalizują politycy. Wracając do ludzi zamożnych: przeczuwałem taki trend. Polacy są narodem niezwykle przedsiębiorczym, poniekąd z konieczności.
Niemniej jednak komuniści w czasach PRL nieustannie obrzydzali wizerunek „prywaciarza”. Z kolei lata 90. stały pod znakiem uproszczonego równania: jeśli zarobił, to ukradł. Potem coś się zaczęło zmieniać. Coraz więcej Polaków zakładało firmy, choćby w formie działalności gospodarczej, i nawet jeśli robili to z konieczności, bo tego oczekiwał pracodawca, świadomość społeczna zaczęła się zmieniać. Ostatnia fala niechęci do osób zamożnych związana była z wprowadzeniem programu 500+, w którym 500 zł na drugie i kolejne dziecko otrzymują również te rodziny, dla których jest to niewiele znaczący dochód. Nie była to jednak niechęć spersonalizowana, bo przecież sami zainteresowani o 500+ nie prosili. Co więcej, dorasta nowe pokolenie, mobilne, otwarte, takie jak czasy, w których żyjemy. A są to czasy ogromnych możliwości. Nasuwa mi się analogia do gorączki złota na Dzikim Zachodzie, kiedy wielu wierzyło w błyskawiczną odmianę swego losu. Teraz źródłem bogactwa może być pomysł na biznes, który przyniesie miliony. Nie jest to tak naprawdę proste, bo nawet najlepszy koncept oznacza dopiero początek długiej drogi. Wiele prawdy tkwi w starej recepcie na sukces: potrzebna jest szczypta talentu, odrobina szczęścia i mnóstwo ciężkiej pracy. Odwaga, wizjonerstwo i gotowość do podejmowania ryzyka również się przydadzą. Potwierdzają to losy wielu bohaterów Listy 100. Warto poznać ich historie, do których powracamy na naszych łamach. g