Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Agencja Wydawniczo Reklamowa WPROST Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-305) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Kto zawodzi Polaków

JACEK POCHŁOPIEŃ, redaktor naczelny

Ekshumacje ofiar katastrofy w Smoleńsku były potrzebne. Piszę to jako komentator, co podkreślam, bo pierwsza opinia w sprawie decyzji prokuratury należy do rodzin ofiar. Trzeba to szanować. Wyniki ekshumacji unaoczniają, jak działało państwo rosyjskie i jak „sprawdziło się” państwo polskie. Przypomnę, że od 2010 r. politycy, dziennikarze, ludzie kultury i inne postaci życia publicznego dzieliły się na tych, którzy uważali, że po katastrofie wszystko było w porządku, oraz na ostrzegających, aby nie ufać Putinowi. Kto miał rację – dzisiaj to widać. Kto zawiódł – również. Polskie władze dały się ograć rosyjskim. Sytuacja była z gatunku ekstremalnych, ale po to jest aparat państwa, aby sprostać wyzwaniom. A smutne zestawienie faktów wygląda tak: najpierw były protesty przeciwko pochówkowi prezydenta na Wawelu, kilka tygodni później akcja zapalania zniczy na cmentarzach żołnierzy radzieckich, w imię pojednania.

To nie tak, że nie warto szukać ścieżek pojednania ze zwykłymi Rosjanami, choć akurat szlak czerwonoarmistów znaczony był polskimi ofiarami. Ale wszystko musi mieć swój czas. Kreml potrafi po mistrzowsku wykorzystywać naiwność. „Mam nadzieję, że winni bólu rodzin poniosą konsekwencje. Nie wiem, czy będą to podejmujący decyzje o otwieraniu grobów, czy może ci, którzy popełnili kardynalne błędy w 2010 r.” pisałem w 2016 r., gdy zaczynały się ekshumacje. Nie rozumiem obrony Ewy Kopacz przez działaczy PO. Nie dała rady, potem jeszcze konfabulowała, opowiadając o pracy Rosjan. Mogę to po ludzku zrozumieć, choć nie usprawiedliwić, czasem brnie się w błąd. Poza tym nie ma co zwalać wszystkiego na byłą minister zdrowia. Ale jak teraz można bronić jej dokonań i słów z 2010 r.?! To jakaś niepojęta dla mnie solidarność albo strategia gry wizerunkowej. Do białości rozgrzewa również publiczną debatę sprawa uchwały Sądu Najwyższego z ubiegłego tygodnia, w której sędziowie uznali, że prezydent nie miał prawa ułaskawiać Mariusza Kamińskiego skazanego nieprawomocnym wyrokiem. Prawnicy różnie oceniają tę decyzję, dla mnie uchwała SN ma swoją logikę. Abstrahuję tu od samej sprawy Kamińskiego, surowy wyrok dla niego budzi kontrowersje.

Generalizując, uważam, że interwencja głowy państwa przed uprawomocnieniem wyroku utrudnia wyjaśnienie okoliczności sprawy. Przy prowadzeniu czynności procesowych wobec podejrzanego czy oskarżonego mogą przecież wyjść na jaw różne rzeczy, również dla niego korzystne. Ubiegły tydzień przyniósł także zamieszanie w Sejmie przy okazji posiedzenia z udziałem dzieci. Było tak burzliwe, bo najmłodsi biorą przykład z dorosłych. Wiele miesięcy temu pisałem pod adresem polityków: „Uspokoicie się, czy musi dojść do tragedii?”. Teraz zapytam: co by się stało, gdyby 31 maja nie wytrzymał zatrzask w kaburze policjanta, gdy jeden z protestujących na rozprawie dotyczącej Kamińskiego złapał za kolbę jego pistoletu? Do czego by doszło, gdyby wyrwał broń, nawet bez intencji jej użycia? Politycy nadal eskalują emocje, nie poczuwając się do odpowiedzialności za Polaków. Za swoich wyborców. g

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań