Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Agencja Wydawniczo Reklamowa WPROST Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-305) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Polityk: władca czy zarządca

JACEK POCHŁOPIEŃ

redaktor naczelny

Powinni pędzić w samochodowych kolumnach z rykiem syren czy czekać spokojnie na czerwonym świetle jak zwykli Polacy? Ostatnie wypadki drogowe prowokują do zadawania pytań. Kluczowe jest jednak następujące: czy politycy mają być funkcjonariuszami państwa, wręcz władcami, czy też swego rodzaju menedżerami zarządzającymi określonym obszarem? Powiedzmy, że ta dyskusja nie dotyczy osób pełniących bardzo szczególne funkcje i bez wątpienia uosabiających autorytet państwa: prezydenta, marszałków Sejmu oraz Senatu. Jeśli zatem uznamy premiera, ministra albo rzecznika ministra… No, to już może przesada. W każdym razie jeśli potraktujemy wysokiego urzędnika państwowego w kategoriach „władcy”, wówczas damy mu prawo do budzącej respekt rozpędzonej eskorty. Konsekwencje takiego podejścia są szersze. Przydzielanie jakichkolwiek pieniędzy będziemy traktować z wdzięcznością, tak jakby wykładał je z własnej kieszeni, a każda wizyta będzie uroczystością z malowaniem trawy na zielono, okolicznościowymi przemówieniami oraz salutowaniem (na wszelki wypadek). W zamian jednak będziemy oczekiwali nienagannego prowadzenia się i zaczytywali na temat plotek dotyczących naszego bohatera, a także jego rodziny, do trzeciego pokolenia włącznie. Będziemy również polowali na potknięcia – w przypadku nielubianej postaci każde okaże się niezbitym dowodem na to, że jest ona kompletnym idiotą i nie nadaje się do pełnionej funkcji. Dobrze natomiast będziemy przyjmowali niekończące się codzienne debaty władców na ważne i mniej istotne tematy, nawet jeśli niezwieńczane konstruktywnymi wnioskami. W końcu nie taki jest ich cel. Debaty służą rozmowie, na takiej samej zasadzie jak podróż pociągiem skraca czas przejazdu koleją. Jeśli jednak przyjmiemy, że nasz piastujący ważne stanowisko polityk ma być raczej zarządcą, menedżerem, wtedy sprawy zaczną wyglądać inaczej. W zasadzie nie będzie nas interesowało, jak dociera do pracy, byleby był w niej na czas i żeby nie kosztowało to podatnika zbyt wiele. Jakiekolwiek decyzje finansowe będą miały charakter zarządczy – rząd nie ma przecież, jak uczciwie zauważyła Margaret Thatcher (niby oczywiste, ale wciąż trzeba przypominać), swoich

pieniędzy, lecz tylko te, które zabierze podatnikom. Zatem urzędnik ma za zadanie rozdzielić środki finansowe, kierując się odpowiednimi kryteriami. Tylko tyle i aż tyle. Jego wizyty będą pożyteczne, bo stworzą okazje do rozmowy, dzięki czemu polityk nie będzie wzlatywał zbyt wysoko, tam, skąd nie widać codziennych problemów Polaków. W zamian nie bardzo nas będzie interesowało jego prowadzenie się, plotki na jego temat będą miały temperaturę dykteryjek o kompletnie ubranej Dodzie, a potknięcia (o ile nie nazbyt częste) będą przyjmowane jako coś normalnego. Irytowała będzie codzienna obecność w mediach: przecież nie za dyskusje menedżer pobiera pensję płaconą z naszych kieszeni. À propos kwestii finansowych. W pierwszym modelu, „władczym”, możemy płacić ministrom czy wiceministrom średnio, czyli tak jak teraz. Rekompensują im to przywileje i cały entourage władzy. W drugim – płaca powinna być wyższa dla osób piastujących kluczowe stanowiska. Łatwiejsza byłaby za to ocena ich działań. W pewnym sensie ostatnie wypadki drogowe pokazują, jak bardzo model „władcy” nie mieści się już w naszej rzeczywistości. Poza Warszawą uprzywilejowane kolumny po prostu rozbijają się na drogach. Bliższy jest mi model polityka menedżera, choć proporcje mogą się rozkładać różnie. Inny jest charakter urzędu ministra spraw wewnętrznych, inny – cyfryzacji. Potrzebujemy menedżerów w świecie polityki, bo świat pędzi naprzód. Nie ma czasu na narady, okólniki i wytyczne. Potrzebne są szybkie decyzje, elastyczność, niestandardowe rozwiązania. W przeciwnym razie przedsiębiorczość, energia i zdolności Polaków będą marnotrawione. g

Czy politycy mają być władcami, czy menedżerami zarządzającymi określonym obszarem

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań